niedziela, 19 marca 2017

Dzień II - Los Angeles i Las Vegas

Krótki był mój sen w HI Santa Monica Hostel. Obudziłem się w nocy i ku mojemu zdziwieniu moja mama również nie spała. Jet lag zrobił swoje. Szybko podjęliśmy decyzję i udaliśmy się na słynną Santa Monica Beach, aby zobaczyć wschód słońca. Dla mnie znanej przede wszystkim z kultowej gry GTA San Andreas. Pozostałym to miejsce będzie się kojarzyć z początkiem Route 66, której długość wynosi 3945 km. Droga ta przebiega przez 8 stanów i kończy swój bieg w Chicago na podobnej promenadzie, jak tutaj.



PS. Nazwa "San Andreas" pochodzi od nazwy uskoku tektonicznego biegnącego wzdłuż wybrzeża Kalifornii.

Santa Monica pożegnaliśmy przy ratuszu obok, którego zostawiliśmy samochód. Znajduje się tam płatny parking wielopoziomowy. Następnie w drodze do LA wstąpiliśmy do polskiego kościoła na Mszę świętą :] Ku naszemu zaskoczeniu rekolekcje adwentowe prowadzone były przez o. Jana Króla - wicedyrektora Radia Maryja i TV TRWAM :D     Strona parafii: www.polskaparafia.us

Parafia Matki Bożej Jasnogórskiej

Potem udaliśmy się do centrum LA. Najpierw zobaczyliśmy Staples Center. Jest to wielka hala widowiskowo-sportowa. Swoje mecze rozgrywają tam: Los Angeles Lakers, Los Angeles Clippers, czy hokeiści z Los Angeles Kings. Sama hala mieści od 18 340 widzów hokeja po około 20 000 fanów muzyki. Mecze NBA pomieszczą maksymalnie 19 067 kibiców.




Następnie spacerowaliśmy po okolicy bez żadnego planu. Tak po prostu przed siebie gdzie nogi poniosą. Później w samochód i jazda do Griffith Observatory podziwiać panoramę Hrabstwa Los Angeles wraz ze słynnym napisem Hoolywood. I właśnie pod tym napisem trafiliśmy na Marka Kirsch'a. Nie znałem go, ale nagrał ze mną czołówkę do swojego programu :D Kto wie może kiedyś przeglądając internety trafię na siebie w jego materiale? Póki co zostaje mi cieszyć się super pamiątką, jaka została mi po tym spotkaniu, czyli zdjęciem. Swoją drogą Mark jest bardzo pozytywną osobą.


Żegnając Miasto Aniołów wybraliśmy się na Hollywood Blvd, gdzie znajduje się aleja gwiazd oraz Dolby Theatre - miejsce wręczenia Oskarów. Miejsce tłoczne, ale niezbyt przyjemne. Kiedyś ze znajomymi nocowaliśmy w motelu przy tym bulwarze i nie zrobiło na nas dobrego wrażenia. Szczególnie w nocy kiedy kręci się tam sporo dziwnych ludzi. Niby można się tam zabawić bo jest sporo barów i dyskotek. Lecz z pewnością trzeba tam uważać.


Czas nieubłaganie pędził do przodu, a dzień ustępował miejsca nocy. Dlatego po szybkim odhaczeniu naszej listy, ruszyliśmy w trasę do Las Vegas. Na naszą korzyść przemawiał fakt, iż była niedziela. Inaczej sporo czasu stracilibyśmy stojąc w ulicznych korkach.

4 godziny zajęła nam podróż do miasta, które wcale nie jest światową stolicą hazardu. Tytuł ten przysługuje Makao gwoli ciekawostki :P Na miejsce dotarliśmy dosyć późno bo około północy i na dodatek przywitał nas lekki mróz. Nie zniechęciło nas to zupełnie i mimo zmęczenia poszliśmy zwiedzać. Poza tym mówi się, że to miasto nie śpi nocą. Więc komu w drogę, temu czas :]


PS. W przyszłości wstawię tutaj linka do postu (kiedy go skończę) z mojej wcześniejszej wyprawy do Las Vegas :P  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz