poniedziałek, 18 lipca 2016

Rowerem po okolicznych szczytach

Po tygodniowych wakacjach rodzina w końcu wróciła do domu. Mogłem pojechać nawet z nimi, ale wolałem spożytkować czas będąc tutaj na miejscu, niż na farmie w Tennessee. Odbyłem weekendową wycieczkę do Sequoia National Park, dwa razy odwiedziłem DMV, aby przyspieszyć wydanie kalifornijskiego prawa jazdy, byłem na domówce i po raz drugi zjeździłem San Francisco na rowerze. Oprócz tego zobaczyłem: Alcatraz, Levis Stadium, Winchester Mystery House. I przez cały ten extra wolny czas, mogłem się porządnie wyspać. Zgadza się, nie wykorzystałem jeszcze ani jednego dnia urlopu, jaki mi przysługuje :]

Ale jakie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że w poniedziałek zamiast wrócić do pracy, otrzymałem kolejny dzień wolny. Dzień wolny w poniedziałek, hmm..? Musiałem sobie jakoś poradzić :D A że pogoda w Kalifornii gwarantowana: słońce, praktycznie bezchmurne niebo i temperatura w sam raz (mowa o Krzemowej Dolinie), i nie mając zbyt wielu opcji, i możliwości, zdecydowałem się na standardowe rozwiązanie - wycieczka rowerowa po "najbliższej" okolicy :P

W planie miałem tylko Coyote Hills Park, który wcześniej mijałem podczas innej przejażdżki rowerowej. Jest to miejsce z pięknym widokiem na Zatokę San Francisco, o czym będziecie mogli przekonać się oglądając zdjęcia, które zamieściłem poniżej. O filmie też pamiętałem :]




Jedyna atrakcja z siedziby FB
Spojrzenie na Zatokę San Francisco
Po drugiej stronie Zatoki, po prawej Coyote Hills Park
Nie mam pojęcia co tutaj będzie :P
W każdym razie tak to wygląda z góry :]
Z tego miejsca w linii prostej do domu mam około 12,5 km
Takie widoki z Coyote Hills :D

Kończąc robić ostatnie zdjęcia z Coyote Hills, spojrzałem na najwyższy szczyt oddalony o 27 km ode mnie. To wystarczyło, aby zdecydować się na jego zdobycie. Na wejście, zejście i powrót do domu miałem nieco ponad 4h. Wieczorem czekały mnie zajęcia w szkole, na które i tak się spóźniłem :D Ale czego się nie robi dla przygody? W sumie nawet nie miało znaczenia, że byłem bez pieniędzy, jedzenia i miałem tylko 0,5l wody. Przygoda, wyzwanie i podróż w nieznane. To lubię!


Mission Peak Summit - największe wyzwanie tego dnia. 
Czas zdobyć kolejny szczyt :P
I powolutku, wytrwale pod górę z takim krajobrazem :)
Do pokonania tylko 650 m w pionie, a ja pcham się tam z rowerem :D
Ale dla takich widoków warto, prawda?
Coraz bliżej szczytu, coraz bliżej szczytu...
Mission Peak Summit - 767 m n.p.m.
Mapka podglądowa

Na samym końcu chciałbym się pochwalić tym, że mój blog oraz blog Karoliny, wygrał w konkursie na "Najlepszy Blog Au Pair Miesiąca (edycja Maj/Czerwiec 2016)". Jest mi z tego powodu bardzo miło. Ta wiadomość była dla mnie sporym zaskoczeniem, a świat od razu stał się piękniejszy. Cieszę się, że moja twórczość została doceniona. Jestem dumny z tego wyróżnienia, +50 do motywacji :]

Dziękuję!

7 komentarzy: